poniedziałek, 1 lipca 2013

17. Ja Śpię w Swoim Łóżku, Ty Śpisz w Swoim. Jedno z Nas Śpi w Niewłaściwym.

Słonce już gasło wieczór był ciepły i cichy, nad tętniącym życiem L.A. zbierały się burzowe chmury. Pan Ciemności i inne zmanierowane gwiazdki Jego pokroju bawiły się w jednym z modnych klubów w L.A, upijając się do nieprzytomności między stolikami. Tylko pozazdrościć. Tymczasem na drugim, odległym zakątku Los Angeles, dokładnie w centrum, w pokoju hotelowym, na 4 piętrze cała nasza ekipa (ja, Tweety, Fishu, Coster) zwarta i gotowa w pocie czoła (ehhh ten klimat, spiec się można jak kurczaki na rożnie) pracuje nad akcją... trzeba wszystko dopiąć na ostatni guzik, dobrze ze lateksy są na zamki błyskawiczne to pójdzie szybciej. Wszyscy na czarno, nawet porshe Costera jest w odpowiednim kolorze. Ten snob wziął tylko swój plecak, a my taszczymy cały sprzęt operacyjny. Sebastian musiał mnie znieść po schodach bo z torbami, linami, niezbędnym ekwipunkiem, jeszcze na tych Costerowskich szpilkach, to bym się zabiła na pierwszym stopniu (bloody ja). Tweety natomiast mało zębów nie straciła na korytarzu. Coster oczywiście wszystko nakręcił, więc jak go ładnie poprosicie to wam pokaże. Od razu mówię, że na filmie nic nie słychać oprócz śmiechu tego głupka, nawet przekleństwa naszego kanarka zagłuszył. Nie wiem, jak my przeżyjemy do rana. Akcja lateks nie jest na moje nerwy. Albo ja albo Pan Ciemności. Na tym świecie nie ma miejsca dla nas obojga.


***

Pod osłoną nocy, podjeżdżamy pod willę Tego jedynego. Strasznego. Przerażającego. Pociągającego i przystojnego Księcia Ciemności <awwwwwhh>. Latarnie oświetlają nam drogę, powiem wam, im bardziej się zbliżamy, tym wyraźniej widać poświatę przed ciemną willą. Szmaragdowy blask prowadzi od bramy prosto do drzwi tego pałacu. Mam nadzieję, że jak będę tu mieszkać jako żona Dark Księcia, to się przyzwyczaję. Jeszcze nie weszliśmy, a ja już wyczuwam moce omotywujące. Wszystko jest po Jego stronie. Wszystko tu należy do Niego. Jest Jego własnością. On mnie przeraża.To był chyba zły pomysł. Cała ta misja, to Los Angeles... Mam dreszcze, a jeśli tu straszy? Rozglądam się, tylko kto tu mi pomoże w razie niepowodzenia? Ona? Aha, ładna pogoda. Fishu? Może. Sebastian to w sumie taki dobry starszy brat... który dzisiaj zostaje w samochodzie i stoi na czatach. Skreślony. Tak już bez żartów się obchodząc to jedyną osobą, która mogłaby (gdybam więc mało prawdopodobne) zapewnić mi bezpieczeństwo przed Panem Ciemności jest Coster, który właśnie przeskoczył przez płot (w trampach to sobie może) i rozpracowuje zamek w drzwiach szmaragdowej willi. Jak tak patrzę, to powiem wam, że tylko Coster może się mierzyć z Nim. Pod każdym względem. Jessuuu…. Pewnym krokiem, cały na czarno oddala się od nas. Mmm, w czarnym mu do twarzy. Ale mi wyobraźnia chodzi… Bosz, jaka ja jestem głupia. Konsekwencje czytania Darka po nocach. 3 sekundy i drzwi czekają otworem. Widzę, Coster ma wprawę w rozwalaniu zamków. Podobno pierwszy milion trzeba ukraść. Stąd to jego bogactwo...

Pięknie, Amerykaniec już przeszukuje zakamarki rezydencji Pana Ciemności, a ja - ostatnia ofiara losu (pozdrawiam, agent 0096) nie mogę przejść przez płot. Po szczebelku, po klamce, powolutku, damy radę. Sorry nie jestem taka super, żeby w 15 centymetrowych szpilkach przeskakiwać dwumetrowe pogrodzenia. Ale udało się. Powoli, krok za krokiem, bo jak za szybko, to nogę skręcę w tych butach i jeszcze tu zostanę…. A tego byśmy nie chcieli oczywiście.
W środku panują egipskie ciemności, willa jest ogromna, można się w niej zgubić. Bałagan w domu wskazuje na przejście tornada. A to tylko Coster. Kuchnia, w której moja przyjaciółka coś grzebie. Salon; wszystko w nim poprzewracane i ogromny barek, którego zawartość Coster pospiesznie ładuje do plecaka. Otaczają mnie idioci.
Coster, Coster, Coster - limit limit! Przestańmy się nim podniecać w domu tego z Londynu, bo to trochę robi się dziwne.


Back to lateks...
Przechodzę po obszernym salonie i oglądam prywatne zdjęcia Pana Ciemności, zanim Coster zdąży je także zapakować do plecaka. 
- Eeeejjj Coster weź jakieś z podpisem Małpeczki, to będę podrabiać! - drze się Ona z kuchni.
Tu jest masa zdjęć… z blondynką, rudą, szatynką, jakąś brunetką… czyżby ktoś tu miał znajomego fryzjera? Co fota, to inna dziewczyna… co Ty myślisz Panie Ciemności, że ja głupia jestem? Masz rację, jestem… od prawie roku bujam się w chłopaku, którego kompletnie nie znam. No blondynka normalnie. Jednak te wszystkie bajeczki o Twoich 4839248320483028 pannach to prawda. „Umiem obchodzić się z dziewczynami” hahahah z której strony? Nie sorry, ja nie będę tą 4839248320483029. Wybacz Panie Ciemności, ale trafiłeś na inteligentną wersję blondynki. Znajdę kota i wynoszę się stąd 4ever. Tylko się opanuję, bo obraz mi się rozmazuje przed oczami.
- Eeee blondi, nie rycz bo makijaż rozmażesz. Mam ciekawsze foty,  pogrążymy tą całą gwiazdę, zobaczysz, to już Jego koniec.
Miałam ochotę przytulić Costera. Pała, kretyn, nienawidzę go, ale jest cute.... Chwila słabości minęła. Poleciałam na górę do sypialni Pana Ciemności szukać mojego pamiętnika.
 



***

Stoimy przed piękną, oświetloną rezydencją, wiecie lansy, vansy... no kurde Coster w trampach, a ja w szpilkach i ledwo idę. Już składałam petycję do niego, nawet dwa podpisy zebrałam (mój i Tweety), ale nic z tego. Tak więc jako słodka kicia z tych wszystkich podniecających chłopców filmików, idę do paszczy lwa, żeby najpewniej potknąć się o Jego zęby... ewentualnie dywan. Skradamy się za Costerem na paluszkach (ahahahaha w 15 cm obcasach, jasne) boszzz... ten kanarek gdzieś z tyłu się zagubił, co za niezdara, chyba wolę się trzymać Amerykańca. Stoi jakieś 10 m przede mną, cały na czarno, dobrze, że latarnia trochę go oświetla, bo całkowicie straciłabym go z oczu. Rzucam okiem na otoczenie, równo skoszony trawnik (Pan Ciemności raczej sam za ogrodnika nie robi), nawet ma róże i mnóstwo krzaków, których w takich warunkach oświetleniowych nie jestem w stanie rozróżnić. Odwracam wzrok i nagle coś ciemnego przemyka obok. Podstakuję przestraszona i zakrywam usta, żeby nie wydać z siebie głosu. Próbuję zmrużyć oczy i dojrzeć to coś, ale wtedy słyszę kliknięcie i syk Costera. Podaje mi krótkofalówkę i szepcze jakieś głupoty, gdyby coś poszło nie tak. Nie ma prawa pójść nie tak. Przyszłam tu po pamiętnik, który ta Małpa perfidnie porwała i nie przyjmuję do wiadomości innej opcji. Uciszam go ruchem dłoni (ale ze mnie spec).
- Przyszłam po pamiętnik i z nim wyjdę.
Coster obdarza mnie chytrym uśmieszkiem. Czekam chwilę na Tweety, a potem wchodzimy do mrocznego pałacu Pana Ciemności.
Mało co widzę i raczej nie ma czasu na podziwianie dobrego smaku oraz stylu naszej Małpeczki. Robimy krótki rezonans magnetyczny i ruszamy do akcji. Coster chce się obłowić - to wiadomo, a my szukamy kota. Taki wielki dom, boszzz kochany, chyba specjalnie jest taki wielki, żeby nic nie dało się w nim znaleźć i dlaczego ten kanarek idzie do salonu i sypialni (nie żebym miała ochotę podziwiać Jego łóżko), no ale są większe szanse, że tam zachomikował tego futrzaka niż w... kuchni. Taa, no wiem, zupełnie mnie sobie olali, myślą, że działam impulsywnie i bez zastanowienia. BUJDY NA RESORACH! No to idę do tej kuchni. Jeszcze chcą, żebym się na tych płytkach zabiła, bo mokra ta podłoga jak... no jak mokra podłoga. Chyba przed wyjściem ją umył (albo jakaś lateksowa sprzataczka 59x69x183). Ja słyszałam, że taki pedant no, ale mógł przewidzieć, że tu Go odwiedzi przemiły, blond, lateksowy kotek <miau>, który bardzo chce dostać się do lodówki. Powoli przy ścianie, raz prawa, raz lewa, jak na łyżwach. Ja wiem, że to nudne, ale ja tu mokra już od emocji jestem! To jedno z największych starć z grawitacją w moim życiu! Uff dobra, jestem w miarę stabilnie opierająca się o blat kuchennego stołu i wyglądam jakbym... o boszzzzz jaka ja zdeprymowana jestem, no ale co przepraszam. W końcu stoję w lateksowym, obcisłym kostiumie na 15 cm szpilkach z kocimi oczami! Wolno mi. Rozglądam się po wnętrzu oświetlanym halogenowym światłem. Ile tu dziewczyn musiał przyprowadzić, żeby potem bestialsko złapać w swoje sidła i rzucić w pierwszym lepszym Starbucksie, popijając orzechową latte. Bosz... co z Niego za potwór bez serca.

Duży, solidny, dębowy stół. Piękny. Może jakoś dostanę się do szafek. Metodycznie, powolutku... eeeeeejejej nogi mi się rozjeżdżają! No mogli już wytrzeć tą podłogę. Chyba będę musiała wejść na stół. Najpierw jedna noga, a teraz raz dwa trzy... siup jestem na górze. W miarę niezdarnie przeczołguję się na środek stołu i rozglądam się po kuchni. Tu jest tak cicho, że aż wzdrygam się na dźwięk głosu.
- Hallo. 00Pluto? Jesteś tam?
Szybko łapię krótkofalówkę i szukam odpowiedniego przycisku. Obracam ją w rękach, nosz gdzie to było... szybciej szybciej... góra - nie, na dole znajduję mały pstryczek dobra, mam, okey.
- Hallo. Jestem. Odbiór.
- Ja stąd się wynoszę. Będziemy czekać na was z Sebastianem przy samochodzie, w razie alarmu jak najszybciej uciekasz. Pamiętasz jak to było?
Jeden sygnał - pospiesz się. Dwa sygnały... yyy uciekać? chować się? no tak właściwie nie do końca, ale nie mam ochoty słuchać wywodu, jak ja to działam bez zastanowienia i nikogo nie słucham. Jeszcze by mnie usunęli z akcji.
- Hallo. Jesteś?
- Tak jestem. Wszystko pamiętam. Bez odbioru.
Wyłączam urządzenie i jeszcze raz, tylko uważniej omiatam wzrokiem kuchnię. I nic to nie daje, za to przydałoby się zamieść te okruszki na blacie. Ooo nie, na mnie nie liczcie, ja tu cHARRYtatywnie się udzielać nie będę. Wredna perfidna, głupia, różowolubna Małpa niszczy mi życie. Tweety też. Mam ochotę wrócić do czasu, kiedy nie wiedziałam o Jego istnieniu i jakoś temu zapobiec. Co prawda czasy bezharrietońskie = to czasy spokoju, a takie powaleńce jak my nie żyją w spokoju, z czego wniosek, że dla nas czasy bez Pana Ciemności yy... NIGDY NIE NASTANĄ?!?!!? bosz....aż mam heart attack.

I wiecie co? Teraz jak sobie tak siedzę u Małpeczki w domu w kuchni na stole (bez skojarzeń proszę), to chciałabym zrobić coś, co Go wkurzy. Tylko jest maleński problem, bo nie mam za dużego pola manewru na tym stole. Szukam czegoś w zasięgu reki... co by tu... ohh ta głupia żarówka tak brzęczy... właśnie żarówka! No wiem, że za wymyślne to nie jest, no ale taka bezczynność jest też bez sensu. Powoli staję na wyglądającym na mocny blacie i sięgam do okrągłej, białej lampy, która jest źródłem jedynego dźwięku. Kilka ruchów dłoni i pyk! Zalały mnie najczarniejsze ciemności... zadowolona z siebie, pomimo beznadziejności tego pomysłu (1 żarówka z 2 tysięcy innych lamp) zsuwam się ze stołu i niezdarnie podążam do lodówki. Otwieram ją szybkim ruchem ręki i zalewa mnie białe światło, a na twarzy czuję mroźny powiew. Żarówkę chowam do najbliższej szuflady i z powrotem zwracam się w kierunku światła. Co On tu ma? Soki marchwiowe: marchew malina, marchew truskawka, marchew banan; z tego co pamiętam nie było pomarańczowego Teletubisia, to po co Mu to? Dalej jakieś warzywka, schabowe na obiad ahahahahha, nie no taki żarcik partyzancik. O, nawet ma tort. I TO NIE BYLE JAKI TORT. Psze państwa tort orzechowy, o matko (OMG!!!)... czy mnie wzrok nie myli cudowny, półlitrowy, mieniący się kropelkami wody kubełek sorbetu mango! Nie no to jakieś niebo. PIP PIP PIP bosz, przez ten dźwięk to się kiedyś zabiję. Aż się pośliznęłam i ledwo równowagę złapałam. Co ten Coster daje, przecież nie było trzech sygnałów, jakieś żarty sobie robi głupek. Czekajcie, to ja sobie uszczknę tego tortu i sorbetu, i idę walnąć mu kazanie za robienie sobie żartów z ważnej akcji. Przestawiam te soki, jakie to ciężkie i nagle... coś za mną się porusza. Zamieram w bezruchu. O cholera.
- Szukasz tu czegoś... kotku?
Na skórze poczułam ciarki jakbym wpadła do lodowatej wody. Ja, po prostu, ten głos tak zawibrował w powietrzu, że mam ochotę stąd jak najszybciej wybiec. Powoli, wstrzymując oddech obracam się do postaci stojącej za moimi plecami. Przełykam głośno ślinę i staram się odetchnąć. Te trzy sygnały to chyba jednak był alarm. Wiiięęęęęęęęc moja sytuacja wygląda zupełnie inaczej, niż bym tego chciała. Stoję sobie w bardzo obcisłym stroju przed wysokim do nieba facetem (żaden tam Teletubiś, On ma prawie 20 lat!) w Jego domu na wysokich szpilkach bez jakichkolwiek szans na ucieczkę. Dodajmy do tego, że ten facet nie ma 15 cm szpilek (tak, też nie mogę w to uwierzyć), jest o wiele bardziej wysportowany, szybszy, wyższy i ma większe pole manewru. Nie mam kalkulatora w głowie, ale chyba każdy human wie, że mam zerowe szanse na pomyślne wyjście stąd w jednym kawałku. Zostaje mi siła dyplomacji, dlatego staram się wymyślić coś sensownego.
- Wydawało mi się, że jesteś niższy.
Tak, wiem, nie za mądre to było, ale taka cisza i to przeszywające spojrzenie jest nie do zniesienia. Odsuń się proszę! Odległość między nami (mną, jako antyfanką) jest zdecydowanie za mała.... Chyba nie zrozumiał przekazu. Może odbiera inne fale telepatyczne. Jedną ręką desperacko szukam jakiegoś kontaktu przy lodówce. Nikłe światło oświetlające tą mroczną twarz i zielone oczy i ta mina jakby chciał mi coś zrobić. Coś złego. Spojrzenie zmieniło się. Teraz patrzy spokojnymi oczami i dosyć uspokajająco, że prawie czuję się senna, tylko Jego szczęka zdradza emocje (On mnie przeraża do granic możliwości). Nieprzyjemne zgrzytanie zębami na pewno nie wróży nic dobrego (wróżka Ahmed mi nawet nie pomoże). No niech to się skończy!
- Hallo. Gdzie ty cholera jesteś?!?!
Teraz dopiero sobie o mnie przypomnieli. Sięgam po krótkofalówkę, ale On jest szybszy (szybki jak jaszczurka, zwinny jak kot). Dobra - robi się coraz gorzej. Pan Ciemności opiera się jedną ręką przy mojej głowie, jednocześnie zamykając lodówkę jako jedyne źródło światła. Słyszę Jego spokojny oddech i szum urządzenia. Przybliża się do mojego ucha i odpowiada Costerowi wibrującym głosem, a ja tylko przymykam oczy. Boję się. Boję się jak cholera. Nie wiem, co w sobie kryje, jest za spokojny.
- Hallo. Akcja zakończona. Bez odbioru.
Odblokowuje nadajnik i ciska nim o podłogę. Roztrzaskuje na tysiąc kawałków. Zduszam w sobie krzyk rozpaczy i myślę, że przydałoby się wymyslić jakąś pożegnalną przemowę. Moja ręka wędruje desperacko po ścianie i nagle natrafia na włącznik (tylko której z tych 2 tys. lamp?). Popycham postać przede mną z całej siły i jednym ślizgiem znajduję się za blatem mosiężnego stołu używając go jak tarczy.
- To moja akcja i ja zdecyduję, kiedy się skończy.
Dobitny głos coś mi nie wyszedł, ale to zawsze jednak jakiś ruch. Lepszy rydz niż nic, a w głowie mam maślaki.
- Ahahahahaha z tego co wiem w naszej umowie mieliśmy się już nigdy nie zobaczyć. Zatęskniłaś? Wy zawsze wracacie. - Jego pewność siebie mnie powala. Bezczelność też.
- Pfffff.... - głupia Małpa - w naszej umowie nie było nic o kradzieży.
Chłopak powoli zmniejsza dzielącą nas odległość, a ja się ślizgam jak bezbronna mucha w smole. Ohh Coster i te jego buty... zrzucam je z nóg i czuję naprawdę znaczną ulgę.
- Można z tego zeszytu wiele się dowiedzieć, a to tylko drobna pożyczka...
- ...której nie miałeś zamiaru nigdy oddać. - Ohh, jak my się doskonale uzupełniamy. Mogę rzygnąć? Co ta Tweety w Nim widzi? Jego uśmiech zaczyna mnie paraliżować. W Rio było prościej. Tam był głupią Małpeczką, a tutaj ubrany na czarno nie wygląda na chętnego do małpich figli. Rozglądam się ukradkiem po dobrze mi już znanym blacie; jakieś słoiki, puszki, siatki, nawet doniczka z roślinką (pewnie narkotyki produkuje i trzyma pojedyncze doniczki w każdym pokoju, żeby nikt się nie skapnął. Co Ty Panie Ciemności szmuglujesz? Czy raczej otumaniasz nimi wszystkie dziewczyny, które do siebie spraszasz? Pora kończyć tą imprezę). Chyba mam plan. Ryzyk fizyk (jest Małpeczka - jest impreza, tylko jakoś mało ludzi i muzyki nie ma), pozwalam Mu podejść bardzo blisko.
- Ten zeszyt jest aż taki ważny? - Bez kitu dobry ma ten akcent. Wszystko rozumiem.
Jeszcze chwila.
- Zawiera wiele wspomnień które są zupełnie...
Znowu coś czarnego przemknęło za oknem.
- Zupełnie...?
Już jest prawie przy mnie (przyczajony tygrys ukryty kot już mi nawet te sarkazmy nie pomagają).
- Zupełnie bezwartościowe dla osób postronnych - czy zabrzmiałam dostatecznie mądrze?
- Ale sądząc po tym, że połowa tego zeszytu jest o mnie, chyba nie jestem osobą postronną?
I znowu stoję z Nim oko w oko. Jeszcze kawałek... boszzz w co ja się wpakowałam? Odchylam się do tyłu, zachęcając żeby jeszcze się pochylił. Bosz, jaki On jest wysoki. Teraz! Łapię za duży, zdobiony ornamentami wazon i ciskam go w chłopaka. Niezdarnie się ślizgając, łapię za słoik wypełniony po brzegi czekoladowymi kulkami i rozsypuję je za sobą, uniemożliwiając Mu ruch. Rzucam się do ucieczki, ani na chwilę nie oglądając się za siebie.


***


Little cute Angels never sleep alone. Sądząc po tej liczbie sypialni na górze - z pewnością. Wszędzie szafy, szafeczki, szafuńki, łóżka, no do pasterki nie znajdę tego pamiętnika. Chyba trzeba użyć metody Costerowskiej i powywracać cały dom do góry nogami. Zaliczam po kolei pokoje, a kota jak nie było, tak nie ma. No jakoś mi się nie chce wierzyć, że Pan Ciemności, facet lat 19 imprezuje w towarzystwie różowego zeszytu. No różne są zboczenia...
Coster mi coś pipie w krótkofalowce, no dałby sobie już spokój, czy on chociaż raz nie może być poważny? Odkładam to dziadostwo na bok, ten nadajnik się rozpipie zaraz. Jesssuuu.... bosz... OMG....to kot!! To mój kot!!! Mój kochany koteczek pyszeczek!!!!  Jessuuu.... tyle lat!!!!!! Boszee....hdsjgdfhkshfsj... mam kota! Leży sobie, na półeczce przy łóżku.... ktoś go musiał czytać ostatnio...Spodziewałam się odrobinę więcej klasy po właścicielu tej oto rezydencji. Tylko moja przyjaciółka ma prawo do czytania kota, a nie osoba, na którą tam jest więcej wrzut niż ustawa przewiduje. No to co Panie Ciemności? Różowy, brokatowy podpis od kochanego kanarka dostanie Pan Stylowy! Po 2 minutach cały pokój błyszczy od brokatu. Żebyś nie zapomniał o mnie za szybko. Pozdrawiam, Tweety. Oh jak słodko. 
Biorę pamiętnik i zbiegam na dół. Poprawka - schodzę, bo się zabiję na tych szczudłach. 
Z ostatnich schodków zeskakuję i rozwijam prędkość blondynki w 15 cm szpilkach. Drzwi to jedyny cel. Ostatnia prosta, meta (tu drzwi) jest w zasięgu ręki.
Nagle jakaś zewnętrzna siła uderza w moje lewe ramię. Huk, trzask i inne wyrazy dźwiękonaśladowcze. Czy karambol może składać się z dwóch osób? Próbuję złapać równowagę i zorientować się, co jest przyczyną niepowodzenia mojej akcji. No a któż by inny...? On zawsze coś pokrzyżuje. Mam dla ciebie radę panie Styles: Kup sobie prostownicę i się wyprostuj! Amen.

***

Wpadam do salonu i coś miga mi na schodach, ale nie zwracam na to uwagi. Przystaję przy frontowych drzwiach, chwilę mocując się z klamką; słyszę jakiś krzyk za sobą, ale jestem tak przerażona i skupiona na ucieczce, że nie myślę o niczym innym. Wypadam na miękką trawę i biorę głęboki wdech. Głos Pana Ciemności szumi mi w głowie. Czuję buzującą krew i szybkie tętno. Odnajduję w mroku czarny samochód (dobrze, że Coster ma sportowy samochód, nie pomylę z terenówką tego psychopaty). Biegnę w jego stronę jak do schronu. Wpadam na tylne siedzenie zdyszana i próbuję złapać oddech. Coster obdarza mnie swoim zawadiackim uśmieszkiem i lustruje mnie wzrokiem.
- Gdzie masz buty? - Idiota.
- Ohh ty i te twoje buty. Szlag by je!
- Ahahahaha Kopciuszek zostawił pantofelek.
No nie wytrzymam zaraz.
- Jedź już! Zaraz... gdzie jest Tweety? - Bez kitu, gdzie podział się nasz żółciutki kanarek?
Coster pokazuje palcem w stronę, skąd właśnie przybiegłam.
- W pałacu waszego mrocznego Księcia.




***************************

Lateks time is coming!!! To przełomowy rozdział w historii Talizmana, dlatego nie wyobrażamy sobie, żeby tu było mniej niż 25 komentarzy :) Szmaragdowy Talizman życzy wszystkim super odjechanych, omotanych wakacji oraz szczęścia na nowej way życia.

BlueCandy & Tweety & FishuCosterCharlieStyles