czwartek, 31 stycznia 2013

5. German is un(COOL) !

Mam dość – szkoły, wstawania 2 razy w tygodniu o 6 i tej cholernej fizyki. Jak mam pisać sprawdzian przepraszam bardzo, jak mi Wikipedia w telefonie nie działa? Tak, fizyka wykańcza człowieka, zarówno fizycznie jak i psychicznie. Ja potrzebowałam odstresowania, a Ona rozrywki. Wczorajszy dzień spędziłyśmy na zakupach. A shopping to w końcu sport ekstremalny, dlatego dzisiaj ledwo wstałam z łóżka. Mam takie zakwasy, przez co czuję się idiotycznie. Na szczęście w moim przypadku cierpią tylko ręce – Ona nie może też chodzić. Łaziłyśmy po sklepach od 9 do 18 z jedną przerwą na jedzenie. Tak, kupony z Macdonalda kuszą. Nogi wiadomo czemu bolą, ale ręce? Proste – od noszenia ubrań do przymierzalni i z powrotem. Jak nie wierzycie, to przerzućcie sobie przez rękę, załóżmy 2 sukienki, 4 pary spodni oraz koszule i pospacerujcie tak z 30 minut razy każdy napotkany sklep.  Ja myślę, że te zakwasy to przez brak ruchu. Postanawiam, od dziś będziemy urządzać sobie więcej takich maratonów. Nic tak dobrze nie robi jak wysiłek na klimatyzowanym powietrzu. Chcesz być piękna, musisz cierpieć. Life is cruel.

Dzisiaj all day pakowanie, składanie, zgrywanie muzyki i innych głupot. W nocy wyjeżdżamy, ale na miejscu będziemy dopiero pojutrze. Najpierw musimy dostać się do Dusseldorfu, gdzie zobaczymy się z Fishem (przerwa na Jej pisk radości) i dopiero wylot do  Rio. Taa, nie jesteśmy na tyle światowi, żeby z Polski latały loty bezpośrednio na tamten koniec świata. Co jest ciekawsze podobno z Dusseldorfu latają codziennie. Ale ci Niemcy mają dobrze, tacy wszechkierunkowi są.

***
W tym miejscu chciałabym podziękować losowi i wszystkim, którzy się do tego przyczynili, że mam zdolność zasypiania o każdej porze i w każdym miejscu. Jakbym chciała, to pewnie mogłabym też spać na stojąco, ale mogłoby się to niektórym wydać co najmniej dziwne. Przez całe 2 godziny lotu do Dusseldorfu Ona trajkotała o Fishu. Znaczy tak mi się wydaje, mimo najszczerszych chęci słuchania Jej, po 20 minutach już spałam. Ona musiała o tym biednym Niemcu całą drogę nawijać, bo mi się śnił nawet. Zaczynam żałować, że zabrałyśmy go na ten wyjazd, ale trzeba zagryźć zęby i być mężczyzną.

Lotnisko w Dusseldorfie ma charakter tranzytowy. Mija się ludzi z całego świata, zaczynając od ciemnych Amerykanów, na kolegach Dalaj Lamy kończąc. Nigdy nie jeszcze nie widziałam Buddystów na żywo, ale ubiór mają dość oryginalny. No i w tej international kolorowej mieszance trafiły się dwie blondynki obładowane torbami, torebkami, siatkami, poduszkami i co tam jeszcze sobie domyślicie. Pierwsza przypominała psa Pluto, druga miała stodołę na głowie. Ta druga to ja. Efekt był taki, że mimo tych wszystkich kulturowych dziwadeł, to za nami się ludzie oglądali, ale nie z miną, jaką bym chciała. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma.

Jedyne, czego mi teraz brakowało, to ogarnięcie wyglądowe i dorwanie w końcu Fishu, bo biedna sierota się zgubiła na lotnisku we własnym mieście. Ona zaczęła lamentować, że pewnie Pan Ciemności dopadł Sebastiana przy odprawie bagażowej.
- A po co? Nie no sorry, ale co On ma do Fishu i odwrotnie? Nie sądzę, żeby Jemu chciało się specjalnie przyjeżdżać z Londynu, żeby załatwić Fisha. Pan Ciemności ma teraz wakacje, odpoczywa.

- A ja ci mówię, to jest międzynarodowy spisek… i w ogóle czemu my znów o Nim rozmawiamy?! – Podobno Go nie lubi, a sama zaczyna temat.
- Mi to nie przeszkadza. Chodź – obładowałam się rzeczami na nowo. Bosz, moje plecy… starość nie radość. – Fishu czeka przy Coffee Heaven.

Nie będę się rozpisywać o tych głupich powitaniach, bezsensownych rozmowach typu: "co tam? Kupe lat!"  I tak dalej. Co jest ważne, to to, że dzisiejszego dnia spełniło się jedno z Jej marzeń – w końcu poznała Fisha. A kiedy spełni się moje? Też  bym chciała kogoś poznać… Niestety moja przyjaciółka nie ma takich znajomości.

W Coffe Heaven siedzieliśmy aż do odlotu (w Jej wersji jest to Looney in Heaven – ale Ona nie ma pamięci do nazw). Oni gadali sobie o różnych pierdołach, nie wiem, nie słuchałam, połowa była po niemiecku. Ja siedziałam sobie elegancko z moim innym kolegą - Internetem. Niemcy niby tacy fajni, a na lotnisku Wifi nie mają, tylko w niektórych kawiarniach. Ostatni update twittera, facebooka, nudzi mi się, a nie zamierzam z nimi gadać ani o Fifie, ani o muzyce niemieckiej, nieee.

Pięknie, siedzą sobie w kawiarence, gadają Bóg wie o czym, a ja jak piąte koło od wozu siedzę z iphonem niczym zepsute przez technologię 21 wieku dziecko. Jeszcze blondynka. Im to zwisa, przecież dogadują się w najlepsze. To ja się idę przejść. Narazie.

Lotniska właśnie mają to do siebie, że człowiek spędza tam nieraz po paręnaście godzin na raz, a na złość żadnych ciekawych sklepów nie ma. No bo ileż można oglądać perfumy w Duty Free albo ludzi w Burger Kingu? Przy odrobinie szczęścia znajdziemy także Rolexy po 20 tysięcy Euro albo jakieś elektroniki, ale nic poza tym. Jakbyśmy byli w Warszawie na tranzycie, to bym chociaż gazety sobie poczytała, albo książki, a tu nic, tylko Bild. No kurdeee!!! Czy ktoś tu mnie może w końcu zrozumieć, że ja niemieckiego nie umiem i nie lubię?!?!?!? Nie tylko Niemcy po świecie jeżdżą.

Dobra już, wzięłam tego Bilda i mimo iż nic a nic nie rozumiem, to go zaczęłam przeglądać. Obrazki były ciekawe. Stoję sobie i przeglądam tego Bilda, ludzi tłum, co oni tu wszyscy robią? Lotnisko ogromne i jeden sklep z gazetami? Widocznie. Nawet nie było możliwości za bardzo, żeby przejść między regałami. Można było tylko nieudolnie przepychać się  między ludźmi, trochę po chamsku, jak tamten chłopak z „Grą o Tron” pod ręką. Jeśli o mnie chodzi, nie oglądałam serialu, (wiem, że tam gra Nikolaj Coster) próbowałam tylko przeczytać i mimo naprawdę sporego wysiłku i chęci poległam w połowie, co jest dziwne, bo uwielbiam książki o takiej tematyce. ZARAZ ZARAZ CHWILA MOMENT… co mnie „Gra o Tron”? Mnie bardziej chłopak, który ją niesie. O żesz… wysoki, ciemne, prawie czarne włosy, niebieskie oczy… taki typowy skejcik co na tych różnych głupich fanpeagach na fejsie na samym wejściu zgarnia ze 4oo lajków. Wogle wow! Zrobił wrażenie naprawdę, a ja tam stałam jak kretynka i gapiłam się na niego. Ojj Pan Ciemności ma chyba konkurencję. Wogle ciekawe co tam w Londynie? On pewnie chilling z kumplami, bo ma wakacje.

O Charlim nawet nie wspomnę, to taka ciota, że nawet nie warta uwagi. On tylko w czarnych płaszczach chodzi. A trzeba być różnorodnym. Nie chcę być posądzana o hejtowanie Charliego, ja go naprawdę lubię. Jest aktorem, zagrał w paru filmach... no i szczerze mówiąc więcej o nim na razie nie jestem w stanie powiedzieć, bo nie ma o nim informacji w internecie. Nie jest tak popularny jak Pan Ciemności. Peszek. Ale nawet przystojny aktor z niego. Wygląda na takiego nieśmiałego uroczego chłopaka. Jaki jest - nie wiem. Internet nic nie chce zdradzić.

Przed sekundą złapałam się na tym, że rozmyślam sobie o facetach, gapiąc się na innego faceta, który O MATKO TO WIDZI I TEZ GAPI SIĘ NA MNIE. Myśl myśl myśl… oooh pustaku jeden, jak można być takim nieogarniętym? No blondynka po prostu.

Im szybsza reakcja tym lepsza - cokolwiek. Złapałam jakaś pierwszą lepszą książkę i otworzyłam w połowie. Co z tego, że nie rozumiem nic, udałam, że pochłonęła mnie lektura. W tym momencie wybawił mnie Fishu dzwoniąc z pretensją gdzie ja się podziewam. Pięknie, to teraz sobie gwiazdy o mnie przypomniały. Sebastian coś gadał, słyszałam w tle Jej głos, ale nic do mnie nie docierało, bo myślałam o tym, jak musiałam głupio wyglądać gapiąc się na chłopaka od Costera. Mruknęłam do Niemca, że zaraz będę i rozłączyłam się. Po chwili zobaczyłam małą karteczkę, leżącą na półce przede mną. Ktoś napisał po angielsku: Musi być super czytać do góry nogami. Ja nie potrafię. Nauczysz mnie?
Co? Trochę tak średnio zrozumiałam. Że to do mnie? Odwróciłam się – nikt nie wyglądał podejrzanie.. no tak - oprócz Costera, który stał tyłem i z czegoś się śmiał. Ok, widać nie tylko ja jestem dziwna. Zamknęłam i odłożyłam książkę. Szlag… jednak notka była do mnie… Coster zakrył twarz rękawem, śmiech morderca nie ma serca. Ja uciekłam ze sklepu.

***********
Piąteczka, proszę bardzo, trochę po przejściach :) Liczymy na KOMENTARZE  ( 20+ )  :) szóstka jest napisana - już czeka, ale z waszej strony liczymy na opinie. Dzięki że zaglądacie :p Buziaki
Kim jest Charlie? :P
~ Pozyttywnie naładowane malagą :p

czwartek, 24 stycznia 2013

4. I ` ll Be Your Hero

Wiecie jak ciężko ma człowiek w biolchemie? Musi zakuwać tak beznadziejne rzeczy jak inżynieria genetyczna, a w końcu zostaje lekarzem. Można też ześwirować i skończyć na kasie w Macdonaldzie (to dla tych odpornych na wiedzę). Proste. Znaczy oczywiście jeśli ktoś to lubi, powinien pominąć ten fragment. A tak na serio, to potem przychodzi taki biolchemowiec i potrafi zapisać wzór chemiczny mojego laptopa czy psa, ale już powiedzieć którędy nad morze to nie bardzo. Kiedyś słyszałam, że nad Bałtyk z Warszawy to tylko przez Rzeszów. No można i w tą stronę. No co jak co, ale człowiek wszechstronnie wykształcony powinien być. Dlatego moi cudowni rodzice, dbają o mnie i abym się za bardzo nie zniżyła z poziomem wiedzy o świecie, to wymyślają sobie różne podróże. Podróże kształcą, tak? Chcąc, nie chcąc coś zawsze się nauczy. Połączenie przyjemnego z pożytecznym. Więc w tym roku na ferie wymyślili sobie karnawał w Rio. UAA!! Jestem ZA! Rio De Janeiro, czyli salsa, samba i inna zumba (czujecie te klimaty?). Ohhh, zapowiada się mega - naprawdę. Czy wspominałam już jak bardzo kocham moich rodziców?


No więc, za jakieś 2 tygodnie wybieramy się do Rio - ja, moje parentsy, moja przyjaciółka i taki tam znajomy z Niemiec. Nie, nie jesteśmy w świecie pastelowego fanfiction; żaden prawny dorosły osobnik nie puści mnie ma drugi koniec świata samą. 
Wracając do tematu - Niemiec nazywa się Sebastian - ogólnie przyjęty jako Fishu. To jest właśnie ten zachodni sąsiad, który gdy pojawia się na fejsie, to wywołuje u Niej zachowanie jak malaga. Dlatego ja nawet nie chcę myśleć, co będzie działo się tam, w Rio. Na miejscu jeszcze może przeżyjemy, ale wyobraźcie sobie te 12 godzin w samolocie. JEDNYM. ZAMKNIĘTYM. O gasz... ja biorę dla Niej środki nasenne.

Fisha poznałam w tamtym roku na wakacjach. Taki tam wysoki blondyn z niebieskimi oczami, hokeista, uzależniony od Fify.. Ah no i nie zapomnę dodać, że Fishu nie cierpi Pana Ciemności. Dlatego myślę, że z Nią powinien szybko się dogadać. Oni znają się tyle, co parę razy (może paręnaście, czy w sumie za każdym razem jak u mnie była) gadali na fejsie. Muszę przyznać, że Fishu w internecue nie jest za rozmowny (Ona twierdzi inaczej, ale bilans wiadomości mówi sam za siebie), bo nigdy nie ma czasu. Zarobiony chłopak jest. Całe życie lata na treningi albo gra w Fifę. Ja naprawdę nie wiem co te chłopaki widzą w tej grze. To nie można wyjść na dwór i samemu pobiegać za piłką? Widocznie za duży wysiłek. No przecież nie stworzyliby tych osiemnastu tysięcy telewizorów bez powodu. Ciekawe czy Pan Ciemności też gra w Fifę?
Do Rio jedziemy za 2 tygodnie, dlatego ja codziennie o tym myślę – co będziemy robić, gdzie pojedziemy, może na jakieś objazdówki, jakich ludzi poznamy (Hot Latynosi). Z każdą chwilą coraz bardziej się cieszę. Dzisiaj na przykład całe popołudnie spędziłam przed szafą, wygrzebując letnie ciuchy. Przepatrzyłam, w co jeszcze wejdę (hehe - dobry dowcip). Było oczywiście parę rozczarowań, zwłaszcza z sukienkami. Dlatego wyczuwam mały shopping przed wyjazdem. Przyda mi się parę kiecek na Party Carnaval (jeszcze by mnie ktoś zobaczył 2 razy w tej samej), może rozejrzę się także za jakimiś szortami? Wezmę Ją i pójdziemy na zakupy.

Jako, że nie z samych ciuchów człowiek żyje (nawet blondynka), to czeka mnie przynajmniej jeden długi wieczór, a może także noc, spędzone na poszukiwaniach fajnych książek, które mogłabym sobie ewentualnie ściągnąć na czytnik ("Szeptem" 4 wyszła!) Ja wiem, też jestem zwolenniczką tych pięknych papierowych druków, ale do samolotu biorę jedną torbę, a na e-readera wchodzi ze 400 książek. Dodatkowo zapowiadam, że wpadnę z wizytą na youtuba w poszukiwaniu muzycznych nowości. Fishu bierze Ipada, więc na jego odpowiedzialność spadają filmy - ale po angielsku, niech on sobie nie wyobraża za wiele. Ja niemieckiego nie umiem i nie lubię. I bardzo mi z tym dobrze.

Te wszelkie elektroniki, o których była mowa, to tylko na podróż; w Rio zamierzamy odciąć się od telefonu i świata, a Fishu dodatkowo od Fify. Brak telefonu oraz kontaktu ze światem oznacza 2 tygodnie bez Pana Ciemności. Czy ja na pewno wytrzymam? Czy ja na pewno przeżyję?! Ona jest wniebowzięta, mówi, że przydadzą mi się takie wakacje od Niego. Twierdzi także, że wtedy moje uzależnienie nieco opadnie. Moja przyjaciółka mówi, że mogę ten wyjazd potraktować jako sprawdzian - czy potrafię jeszcze żyć bez Pana Ciemności? Gdybym miała odpowiadać bez wahania, powiedziałabym: TAK. Chociaż 2 tygodnie to spory kawałek czasu.

Wyjazd wyjazdem, ale życie toczy się dalej. Dzisiaj na chwilę wpadła do mnie Ona. Zazwyczaj jak jesteśmy razem, obgadujemy Jego, piszemy z Fishem, gramy w Makao, oglądamy filmy. Rzeczą, która łączy te wszystkie zajęcia jest komputer – zawsze jest otwarty. W 21 wieku młodzi ludzie nie potrafią żyć bez komputera. Być może.
Niektórym do szczęścia potrzeba niewiele - wystarczy napisać do Sebastiana na fejsie i twitnąć do Jej kochanego aktora żydowskiego pochodzenia - Charliego. Ja jestem trochę bardziej wymagająca - liczę także na odpisanie, ewentualnie follow back. To się tyczy każdego, zafajeczkowanego bądź też nie. Dziwny jest ten tt, jeszcze go do końca nie rozgryzłyśmy.


 
*** 
Jeej wracamy z nowym rozdziałem ! :) Miał być dodany wcześniej, ale było tyle wersji, że nie mogłyśmy się zdecydować :) CZYTACIE = KOMENTUJECIE 
z góry dzięki :) czekam też na Wasze domysły - kim jest Pan Ciemności? no i Charlie - też postać autentyczna :)
Buziaki :)

sobota, 19 stycznia 2013

3. Taka Protokooperacja z tego wyszła

Mówią, że ,,its not all about the money not all about the fame". Jednak szczerze mówiąc, ani bez jednego, ani bez drugiego za wiele by nie powstało. Chociaż chłopaki mają łatwiej w show biznesie. Przystojny, ładnie śpiewa i kariera sama się rozkręca. Dzięki temu mamy takie cudo jak Pan Ciemności. Gdy na Niego patrzę, czuję się jak czekolada w lecie.
Kocham Jego szmaragdowe oczy. Kocham słuchać Jego głosu (nawet w filmikach na youtubie). Uzależniam się. Nie tylko ja. I właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Bo Jego kochają miliony dziewczyn na całym świecie. On to wie. I wykorzystuje.
Nie trudno zakochać się w Panu Ciemności. A im więcej Go pokocha, tym dłużej On będzie istniał. Taka piękna zależność. Bo tytuł Pana Ciemności dostanie Ten, którego najwięcej będzie kochać.
Pałac Pana Ciemności znajduje się w Londynie, w ciemnych uliczkach miasta. Ale w tej bogatszej części. Bo jak na księcia z bajki przystało, On jest bajecznie bogaty.
Niektórzy zakochują się w Nim od razu - ja potrzebowałam trochę czasu. Od kwietnia do wakacji. Wtedy się zaczęło. Wiecie... wakacyjne romanse i inne love stories... Dokładnie to, tylko że w moim przypadku ja miałam romans z Jego głosem i piosenkami. Dzięki temu Ona dowiedziała się o Jego istnieniu. W piękny, sierpniowy dzień (bo w lipcu wyjeżdżałam) machina uzależniająca ruszyła z podwojonym przyśpieszeniem.  No cóż.
Niedawno przeniosłam się naTtwittera - o Boże, ile Pan Ciemności ma tam wyznawców?! Nie lubię za bardzo Twittera, ale tam nie ma żadnych antyfanów czy przeciwników Pana Ciemności. Bo na fejsie jest trochę takich partyzantów. Zazwyczaj są to dorośli i hejterzy.
I moja przyjaciółka.
Kiedyś Go lubiła, chociaż nigdy oficjalnie tego nie potwierdziła. W sumie to ja nadal uważam że Ona Go lubi, chociaż za nic się nie przyzna. W Jej wersji Ona Go nienawidzi. Widocznie szmaragdy na Nią nie działają. Przecież to tylko glinokrzemiany berylu, nic więcej.
Czasem tęsknie za tymi pięknymi czasami przed wybuchem tej całej wojny. Chociaż przez Jej nienawiść jest o wiele ciekawiej. Za każdym razem gdy Ona próbuje znaleźć jakiś argument, że Pan Ciemności jest beznadziejny i najgorszy, powtarza się ta sama sytuacja. Coś jak awkward moment:
1. Moja przyjaciółka uważa francuski za najpiękniejszy język - On mówi biegle po francusku.
2. Moja przyjaciółka nienawidzi Pana Ciemności - Wiele razy nuciła Jego piosenki.
3. Moja przyjaciółka zakochała się w aktorze, magia pękła gdy okazało się, że jest innego wyznania - On jest chrześcijaninem.
4. Jej motto: 'Perfect boys only exist in our dreams' - nie muszę chyba pisać kto Jej się śni ostatnio?
5. Moja przyjaciółka przeczytała całą książkę z Nim w roli głównej. Dodam że teraz czyta kolejną - 2 RAZ.
6. Moja przyjaciółka kocha chłopaków w czarnych płaszczach i białych koszulach - Ciekawe kto je nosi?
7. Moja przyjaciółka jest blondynką - Wszystkie Jego dziewczyny były blond.
8. Oboje kochają Titanica.
9. Moja przyjaciółka jest mądra - On twierdzi, że inteligencja jest sexy.
Podsumowując, dodam, że tylko moja przyjaciółka rozmawia sama ze sobą na Facebooku.
Pozdrawiam Tweety.

***

Dzięki że czytacie, komentujecie :) Wrzucamy trójeczkę, ale żeby nie zamęczać to będzie krótko i z następnym rozdziałem już pojawi się akcja :) Jak chcecie dostawać info o nowych rozdziałach to napiszcie na twitterze:   
https://twitter.com/BlueCandyTweety
  :)

 

 

środa, 9 stycznia 2013

2. Każdy może jeść Malagę

   Niektórzy ludzie, I mean większość, a praktycznie wszyscy są podatni na działanie alkoholu. Picie działa na ludzi. No działa, nie? Jedni piją, inni coś tam biorą (no tak trzeba być fajnym). Parę kieliszków w tą czy w tamtą i robi się ciekawie. A na moją przyjaciółkę nie działa nic. Na Nią jedynie skutkuje malaga. Tylko też nie można przesadzić. W końcu każda miłość ma swoje granice. Wystarczy kawałek malagi; to ma chyba w sobie jakiś napęd rakietowy. Momentalnie Ona zaczyna gadać od rzeczy, chyba ta malaga pożera Jej mózg. A to ciasto przecież jak każde inne. Rozumiem Milka (łaciata!), albo Lindory czy czekoladki Solidarności, ale nie! Tylko malaga. No i potem zaczyna się: Ona śmieje się ze wszystkiego - to są bardziej jakieś wybuchy śmiechu. Nie potrafi wysiedzieć w jednym miejscu - Coś na kształt chwilowego ADHD. Ona traci kontakt ze światem, jakby malaga otwierała Jej drzwi do innego świata. Zanim wypowie jedno słowo, to ze 12 razy powtórzy każdą sylabę. I nic do Niej nie dociera, no bo gdzież tam. Ostatnio jak była u mnie, to się z mikrofalówką zderzyła (nie mam pojęcia jak, bo to kawałek od stołu).
Cukierki też na Nią działają, ale malaga to jest szczyt. Oo, jeszcze krakersy. Chociaż szczerze mówiąc, po krakersach widziałam Ją tylko raz. Krakersy dorównują maladze.
Czasem też chciałabym mieć takie odpały, bo na mnie to zwyczajnie nie działa. Nic, nothing, nope, nitutto! Ale jak widzę Ją w akcji, odechciewa mi się jeść.

                           ***

Some random facts? Moja przyjaciółka jest jedyna na świecie. Nie ma takiej drugiej blondynki. Moja przyjaciółka jest dumna z siebie, że sama nazwała się Gargamelem (wydawało mi się, że każda dziewczyna oglądając Smerfy wczuwała się w rolę Smerfetki?). 
Moja przyjaciółka jest zakochana w pewnym z lekka ciotowatym aktorze, a na widok zielonej kropki online na czacie przy jednym takim Niemcu dostaje napadów szału. Ten Niemiec wywołuje podobne skutki u Niej jak malaga. Moja przyjaciółka jest zakochana w Niemcu i w tym aktorze. W 2 tak różnych osobach. Żadnej z nich nigdy nie widziała. Tak samo jak Pana Ciemności.
To dlaczego ich KOCHA a Jego NIENAWIDZI??!?!??
Ludzie normalni są nudni. Jak byłam mała, I mean mniejsza, to chciałam mieć taką świrnięta porządnie kumpelę, z która mogłabym zrobić wszystko. Wymyśl coś głupiego, a wykonawca sam się znajdzie. Wykonawca mieszka 4 domy dalej, więc nie trzeba długo szukać.
Moja przyjaciółka z zewnątrz jest całkowicie normalna. Chuda blondynka zawsze w spodniach (nie ogarniam tej manii), przy ludziach kulturalna,  miła, ułożona, wychowana. Przy mnie też, ale trzeba tu dodać jeszcze jedno określenie - troszkę zwariowana. Bo nie codziennie faszeruje się malagą. Ale jak jesteśmy razem, to ma takie odpały, że szukam wzrokiem najbliższego wyjścia ewakuacyjnego. Znamy się od zawsze, ale nadal Jej umysł pozostaje dla mnie zagadką.



****************

Po paru dniach wrzucamy 2 rozdział. Jak już czytacie to zostawcie komentarz, napiszcie co myślicie :) Wszystkie postacie są realistyczne, także wszystko jest oparte na faktach. Możecie typować kim jest Pan Ciemności i owy aktor, z nowymi postami będziemy dodawać o nich więcej informacji :) 
następne posty będą za parę dni, także zaglądajcie. :)

sobota, 5 stycznia 2013

1. Nie - Boska Komedia normalnie

     W ciemnych zaułkach Londynu dzieją się rzeczy straszne. Najprawdziwsze blondynki zamierają, gdy pojawia się ON - Pan Ciemności, znany też jako Lord of the Darkness... Czarny płaszcz, szmaragdy w oczach i dwór wiernych fleszy. Ja już czuję te nocne koszmary. Piękne sny, przerażające, tajemnicze. Nie mnie spotykają, tylko JĄ. Ona przyjęła imię największej przeciwniczki Pana Ciemności. Jej głównym celem w życiu jest JEGO upadek. On Jej nie zna, Ona Go też, mimo to nienawidzi. Za to że niszczy naszą przyjaźń. Pan Ciemności ciągnie mnie na dno, oddala od Niej. Nie chcę stracić nikogo. Oboje są dla mnie ważni. Dla zwykłych ludzi jest to niepojęte, straszne. Nie rozumieją, jak można być omotanym przez Pana Ciemności, dopóki On ich nie dosięgnie. Żeby to zrozumieć, trzeba odpowiedzieć na jedno pytanie. Jedno, jedyne:
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Kim jest Pan Ciemności ? ? ?

~ Zabrzmiało idiotycznie? To dobrze, na to liczyłam. O matko ja nigdy tego nie napiszę. Nie ma szans. Chociaż każdego dnia o tym myślę, to każdego dnia pomysł ma inny scenariusz. Pomysł - tak, a dlaczego historia - nie? Just because. Oj no po prostu dlatego, że w tych wszystkich Love Stories (tylko nie zasłodźmy się) mamy historie. O miłości między super bogatym, super przystojnym aktorem (rozpływam się) czy piosenkarzem (wybierzcie sobie co chcecie), a zwyczajną dziewczyną o beznadziejnym nazwisku. Naprawdę. Nad imieniem dla głównej bohaterki można siedzieć miesiąc i zmieniać je codziennie, w zależności od tego, jakie nam się aktualnie podoba. Ale kto myśli nad nazwiskiem? No przecież nazwisko nie jest ważne, bo On nazywa się idealnie, pięknie, cudownie. Jak idiotycznie by się nie nazywał, to i tak będzie perfect. Mógłby się nazywać Kwasigroch albo inny Ogryzek, ale i tak miliony dziewczyn oprawią sobie Jego zdjęcie z autografem w ramkę z serduszkiem i powieszą nad łóżkiem.
Pan Ciemności się ładnie nazywa. Tak właśnie powinno być.
A ja? Hahahaha. Też dobre. Podpisuję się jako Tweety, przez chwilę Bagi, ale teraz zostało mi tylko imię żółtego kanarka z królika Baxa. Ale nie przypominam kanarka, żeby nie było. A skąd Bagi ? Od Bagietki. Tak stwierdziła Ona.

Kim jest Ona? Ona jest moją najlepszą przyjaciółką. Lubi wszystko to, czego ja nie lubię i podoba się Jej każdy, który mi nie. Ale przeciwieństwa się przyciągają (jak grawitacja). Ona ma tylko jedną malutką wadę. Bo w kwestii gustu mi to rybka. Tu chodzi o coś poważnego. Ona nienawidzi Pana Ciemności. Nie cierpiała Go od samego początku, ale ostatnio Jej nienawiść wzrosła do potęgi, gdy ja pokochałam Władcę Londynu. Nienawidzi Go, chociaż Go nie poznała, nigdy nie widziała, nigdy z Nim nie rozmawiała. I dodam więcej - nigdy tego nie zrobi.
Moja przyjaciółka jest dziwna, ale i tak Ją kocham. Ale jak można nie lubić Nutelli?!!?!?!!?!?