Problem badawczy: Po jakiego kota Panu Ciemności mój pamiętnik?
Hipoteza (według Niej): On chce zdobyć nieograniczoną moc i
poluje na Charliego, a wiadomo, że ta ciota się nie obroni dlatego świat jest w
niebezpieczeństwie. W kocie znajduje się dużo informacji o Charlim, stąd
wiadomo, po co ten cały teatrzyk.
Czynności: Jedziemy do L.A., uratujemy Charliego i Ziemię
przed szmaragdową zagładą.
Wniosek: Charlie się w Niej zakocha, pojadą na Azory i będą
żyć długo szczęśliwie, odjeżdżając na białym pegazie z My Little Pony pośród
różowych diamencików.
Hipoteza (według mnie): Pan Ciemności ma oryginalne metody
na podryw („podryw na kota”), najpierw chciał wzbudzić we mnie zazdrość (niech
stracę, udało Mu się), a teraz chce, żebym pojechała za Nim do Anglii.
Czynności: Wsiadam w tuk-tuka, samolot jest wieczorem.
Wniosek: Pobierzemy się i odjedziemy różową karetą,
zaprzężoną w 69 czarnych kotów w dal do krainy szczęścia i biolchemu.
Przepowiednia Hesitation się sprawdzi i busz ogarnie cały Londyn.
A miało być tak epicko. Miałam być wysoką, anorektyczną
brunetką o prostych włosach i niebieskich oczach, wychowaną przez wilki, orły,
króliki czy inne gady; zwyczajną
nastolatką z milionowymi problemami, żyjącą marzeniami, która niespodziewanym
wogle losem, trafem wygrywa/dostaje na 17 urodziny (wzruszyłam się…) bilet na
koncert do Londynu. O bosz…. Dziewczyną, która chodzi w jednych dżinsach, z
jednym starym plecakiem, zawsze bez kasy na koncie, a jednak znajduje te 1500
złotych o tak na pstryk na samolot do Anglii. Na koncercie pierwszy rząd czeka
na nią z zarezerwowanym miejscem, tak, że stoi najbliżej Niego… (ja przepraszam
idę po chusteczkę…). On śpiewa jej ulubioną piosenkę, tak akurat trafia na tą
jedyną; i wtedy zauważa dziewczynę w tłumie. Na arenie 25 tysięcy ludzi, ciemny
tłum, a On i tak potrafi dojrzeć jej kolor oczu (i want to spend my lifetime
loving you…). Po koncercie tłum nagle wyparowuje, wszyscy rozchodzą się do domu,
a Ona zostaje i spotykają się (teraz to już rzygam). Potem doświadczamy jakiś 3
miesięcy szczęśliwej miłości, po czym On ją zdradza, albo ona Jego. No wszystko
jedno. Zawsze musi być ten pierwszy raz. Tylko, że jak Ona to zrobi, On się nie
gniewa, a jak On zdradzi, to związek się rozpada. No tak zawsze to On musi być
winny, przecież ONA pisząca jest idealna. Potem krótki okres rozstania, wracają
do siebie i w końcu żyją długo i szczęśliwie. TAK TO NIE LECIAŁO.
Mamy jeszcze jedną możliwość: jadę sobie do Londynu, banan
na twarzy, cała hepi, a na ulicy przy Big Benie, czy podczas zakupów na Oxford
Street spotykam Go, bądź „niespodziewanie” wpadam na Niego. Jam dziecko w
niedzielę urodzone. Poważnie – ile razy byliście w Warszawie? Ile razy
widzieliście Wojewódzkiego? Ja też nie. Biorąc pod uwagę, że London city 8 razy
większy, a Starbucksów jest jak psów, to z moim szczęściem na pewno trafię w
jeden kierunek.
Jest no…. Inaczej. Rzeczywiście zdałam sobie sprawę, że nie
pasuję do tej bajki. Albo reżyser namieszał w obsadzie, albo nie chciał iść po
schemacie. Problem w tym, że Jemu nie spodobał się scenariusz (czyli wersja
kota) więc wziął nogi za pas i opuścił plan zdjęciowy. Ten kot jest potrzebny
pewnie do jego własnych obróbek i poprawek. Hope so. No w każdym bądź razie coś
nam nie wyszło z tym filmem. I mam szczęśliwą rodzinę, i nawet paru znajomych
(szał ciał), i jestem w Rio, i mam busz na głowie, a mój książę nie był
zamieniony w żabę. Rzeczywiście coś ten
reżyser namieszał. Nic tu nie pasuje do ogólnie przyjętych norm prawnych.
Pan Ciemności jaki jest, każdy widzi (chociaż śpiewa, you
still the one – nadzieja umiera ostatnia). Chciałby, żeby każda dziewczyna była
Jego. Ja już i tak Go kocham, ale stwierdzam, że każda miłość ma swoje granice.
Chciwy dwa razy traci. Dosłownie. Pan Ciemności dwa razy próbował zrobić z Niej
fankę, poległ podwójnie. Ale się nie poddał. Siedzi na google translate up all
night i tłumaczy kota, ale polski to trudny język, powiedzmy sobie szczerze.
Moja przyjaciółka, jak już jesteśmy w temacie lingwistycznym,
chciała kiedyś błyskotliwie zabłysnąć z hiszpańskiego, mimo iż uczy się
szwabskiego (przepraszam za wyrażenie, po prostu nie mogę tego języka… ale
Niemców tak). Miała być sentencja na pożegnanie, wyszły wentylatory małpeczek.
Więc, nawiązując do naszego porywacza biednych, małych kici,
skąd mam wiedzieć, co za herezje Pan Ciemności w moim pamiętniku wyczytał? Nie
mam pewności, czy genialna interpretacja google translate nie doprowadzi Go do
takich wentylatorów czy innych środków przewietrzniczych. Ona może być
prześladowana, za coś, czego nie powiedziała.
Co jest najciekawsze w tym wszystkim, to to, że kółko wzajemnego
polowania zamyka się. Pan Ciemności poluje na Nią; Ona ze mną na Niego. Przy
okazji, ukatrupimy Fisha, za zmowę z Costerem (tak wyszło szydło z worka, kto
na nas doniósł, ale nim się nie przejmujcie Sebastian i tak nas kocha). A
Coster nasłał prasę na Pana Ciemności. Wszystko pozornie ze sobą niezwiązane
okazuje się niezbędne do funkcjonowania bloga. Gdzie jest haczyk? W kocie –
dopóki nie odzyskamy zeszytu, blog nie może iść dalej, a Pan Ciemności go nam
raczej nie udostępni (to przez te monologi). Dlatego nakierowując was na dalszy
bieg wydarzeń powiem, że opuszczamy Rio pospiesznie i wyruszamy na akcję
łowniczo-ratunkową (coś jak Blondhunter). Muszę jeszcze spytać generała mamę
dowódcę warty w pokoju obok o zgodę na przeprowadzenie operacji Talizman. Odmeldowuję
się 0096. W sensie Tweety.
***
Melduję się agent 00PLUTO. Operacja Talizman wymaga nie
tylko poświęcenia, ale i również odpowiedniego przygotowania. To nie jest
zwykła misja. To bitwa o Londyn, o wolność psów oraz wyznawców antyciemnych, o
przyszłe pokolenia, które nie zaznają wolności muzycznej oraz gustowej, bo ta
Małpa je omota. Gra na włosy, pazury i o tytuł władcy Londynu. Czas przygotować
„awwwwwww”, „grrrrr” i wszystkie wyrazy małpeczkonaśladowcze. Do broni!
… Znaczy do szycia. Do igły i nici. Operacja Talizman
potrzebuje stosownego ubioru. Tweety w 2 akapitach zawrze opis mojego
obcisłego, lateksowego stroju kota… takie mrau mówię wam. Przez to zgarniemy 25
jak nie więcej procent czytelników płci męskiej… chwila… jak coś sobie
wyobrazić to u niej ciężko, a mnie w lateksie to od razu -.-
To będzie włamanie. Włamiemy się do ciemnego pałacu Lorda
Ciemności. Poszukamy pamiętnika Tweety.
Znając moje utożsamianie z Nim sprawdzę,
czy ma sorbet mango w zamrażarce… i wtedy On wejdzie.Taki look na mnie
(szmaragdowy look) z łyżką i kubkiem Jego sorbetu i takie głośne miauuuu.
Więcej sekretów naszej tajnej misji wam nie zdradzę, bo
jeszcze Pan Ciemności bloga znajdzie. Ale jak wrzuci w translator to Mu
wentylatory wyjdą. Będziemy walczyć z wiatrakami jak Don Kichote. Rozwiejemy
Panu Ciemności ten Jego busz. Jak klimatyzacja nie da rady, to powalę Pana
Ciemności moimi sucharami, których i tak za pierwszym razem nie zrozumie. Co za
tłumok.
Tymczasem żegnam was mrucząco miauuuu :*
************************
Pozdrawiamy wszystkich testowiczów, którzy tak jak Ona przez 3 lata dzień w dzień pisali rozprawki, po czym na egzaminie pisali charakterystykę :* Wąsy do góry, pośmiejmy się z 13 :)
KOMENTARZ = MOTYWACJA (15+ i nowy ... lateksowy ;p)
Gdzie wolicie dalszą akcję w L.A (original) czy w Londynie (mniej original) ? :)
@BlueCandyTweety